piątek, 26 listopada 2010

no to blog!

Macie rację.
Tak będzie prościej.

Wklejam hurtem moje dotychczasowe relacje.
Zero korekty.
Niech będzie tak jak było. Z błędami rozgrzeszonymi przez jet lag, pośpiech, niewyspanie i zwykłe niechlujstwo;)
Obiecuję, że jak się trochę ogarniemy, będzie ładniej, ze zdjęciami.

PONIEDZIAŁEK

Seattle przywitało nas zamiecią śnieżną.
Niebywałe na tutejsze warunki- miasto stoi, ludzie kręcą filmy komórkami.
Pierwszy dzień śniegu. Na lotnisku, facet sprawdzający paszporty, powiedział "Poland? Welcome home!"

Sam lot bardzo ok.
Jak na 10-godzinną podróż Frankfurt-Seattle, dziewczyny spisały się super. Niestety prawie nie spaly w samolocie, przez co my róznież:/ Najcięższe były lotniska i przejścia, bo już sam bagaz podreczny nas przerastał. A kiedy musielismy ogarniać fizycznie 6 waliz, 3 kartony, 2 wielkie torby "podreczne", 2 foteliki + dziewczyny i ich walizki.....uch, sama juz nie wiem jak to sie wszystko udało bez ofiar w ludziach. Dziewczyny bardzo dzielnie ciagnęły swoje walizki, no muszę je pochwalić:)
Kiedy już zieleni ze zmęczenia i niewyspania, z całym majdanem dotraliśmy do rente-a-car, to się dopiero zrobiło wesoło. Pan mi wręczył klucze i wskazał samochód na parkingu. Marcin z dziewczynami i bagazem mieli na mnie czekac, az podjadę. Wsiadłam do tego czołgu i....i tyle. zdałam sobie sprawę, ze nie mam pojecia jak ruszyć:))) Zaczepiłam jakas kobiete na parkigu, dzieki instrukcjom której, odpaliłam auto i na trzęsąca sie jak galareta ruszyłam. Juz po paru kilometrch na autostradzie, nie wyobrazalam sobie posiadnia skrzyni biegów:) Szczególnie, że stalismy w kilkukilometrowym korku, gdyż "zima zaskoczyła drogowców"

Mieszkamy przez ten pierwszy miesiąc w bardzo klimatycznej dzielnicy, Capitol Hill.
Czujemy sie jak w starym filmie Woodego Allena:) Ulice, mieszkanie, widoki, wszystko nas przenosi w tamte klimaty. Jest naprawdę ok. Nastoje nam dopisują. Dziewczyny śpią od lotniska, wiec wrazeń jeszcze nie mają. Bardzo liczę na to, że pośpią do rana.
A ! byłam juz na pierwszych zakupach! Bo jeśc i pic trzeba. W tutejszych mini-marketach nie ma mąki, ot takie spostrzezenie:) Na pierwszy amerykanski posiłek były penne z pomidorami i cebulą. Bez przypraw, bo nie było nic w sklepie. A sklep w którym planowalam większosc zakupów był niedostepny bez łańcuchów na koła:)))
Z róźnic jeszcze, to kierowcy bardzo chętnie wpuszczają przed siebie zmieniajacych pas:)

...no i siedzę juz na innej kanapie, ale ja nadal jestem!!! 



WTOREK, 5.00 rano

nescafe z mlekiem, herbata malinowa, owsianka z mlekiem sojowym
nasypałam brązowy cukier do naszej "cukiernicy rodowej"
prawie jak w domu:)

dziewczyny szaleją
ulice zasypane-nie ruszymy się z domu
a mieliśmy pojechac wymienic samochod na mniejszy
Marcin miał sie przywitać w Twin Peaks (częśc firmy mieści się w miejscu gdzie kręcili)
ja miałam dojechać do PCC , marketu eko, zeby zakupy zrobić
czy tutaj nie znają odsnieżania ulic???:)))))))
dziewczyny czekają aż się zrobi widno, żeby popatrzeć na śnieg za oknem
mieszkamy na wzgórzu. z uliczki obok mamy widok na panoramę miasta
wczoraj wieczorem, widok zapierał dech.

ach, jaka wygodna ta nowa kanapa;)


choroba, jednak musimy jechac oddac ten samochod
ekhem, no zobaczymy:)))
śnieg juz nie sypie
ale bialo po horyzont


przezabawna jest dla nas ta zimowa tragedia w Seattle:)
śnieg padał jeden, tylko jeden dzień.
ludzie nie chodzą do pracy, knajpy pozamykane, drogi puste, połowa ulic w naszej dzielnicy zamknięta. Na stromych, zamknietych, zaśnieżonych ulicach, ludzie urządzają sobie zjazdy na kartonach. Połowa z tych kilku samochodów jezdzących po miescie ma łańcuchy na oponach. Ale fakt, odśnieżanie ulic jest tu najwyraźniej nieznane. Posypywanie chodników piaskiem czy solą też nie. Więc przejscie kilkuset metrów, bez złamania kończyny, jest nie lada wyczynem.
Dzisiaj jest -7. Zimowe ciuchy też tu muszą być rzadkoscią, bo widujemy ludzi ludzi w rybaczkach i klapkach. Nietęgie mają miny. 


ŚRODA

Wczorajszy dzień rozpoczął się bajkowo.
Piękne słońce, biały śnieg i poczucie że wszystko jest fajniejsze niz się spodziewaliśmy.
Mieliśmy zaplanowany rajd do sklepach eko, w celu nabycia czegoś jadalnego.
Mieszkamy w jednej z centralnych dzielnic, gdzie zaopatrzenie małych sklepów spozywczych przyprawia nas o mdłości:)
Ale najpierw musieliśmy zamienić wypożyczalni samchód. Ten kombajn (swoją drogą, boski! Toyota Sienna- rozważamy zakup) wynajęty na pierwszy dzień, musielisy oddać i wziąć mniejszy. Firma nam poskąpiła na duże auto na dłużej:) No i tam czekała nas niemiła niespodzianka. O ile pierwszego dnia, człowiek wydajacy nam samochód, złamał zasady i dał nam samochód, tak wczoraj juz był kierownik, który przepisów złamać nie mógł. Chodzi o to, że osoba której sie wynajmuje samochód, musi posiadać dwie rzeczy: prawo jazdy i kartę kredytową. Ja posiadam prawo jazdy, Marcin posiada kartę. Zadne z nas nie ma obydwu. Koniec tematu. Samochodu nie dostaniemy. Nie ma znaczenia voucher, wczesniejsza opłata z góry itp. Sorry, I understand your frustration, but... Zostaliśmy się na lotnisku pod miastem, z fotelikami i lalkami, bez samochodu.
Wrócilismy taksówką do domu. Dziewczyny nigdy nie były takie grzeczne w samochodzie. Zapewne miał na to wpływ turban i wielka broda taksówkarza;)
W sprawie jedzenia zostalismy na łasce pobliskich "żabek".
Oby do wieczora. Czekamy na chłopaka z firmy Marcina, który wraca dzisiaj z wakacji i wynajmie samochód na siebie.

W jednym sklepie była mąka!:)
i włoskie pesto, ha!
a wczoraj na kolacje była nawet zupa jarzynowa.
poza tym, trochę głodujemy:)))

Nasz śliczne mieszkanko zamieniło sie juz w pobojowisko.
Dziewczyny radosnie wybebeszaja walizki, w celu znalezienia kolejnych zabawek.
Chyba nasz plan rozpakowania jak najmniej, żeby przeprowadzka była prostsza, był nierealny:) 

Po pierwszej wizycie w supermarkecie
Wiele się można dowiedzieć po 40 minutach w takim miejscu:)

Pierwszy, przyziemny, nieprzyjemny wniosek: jest drogo.
Niech no jeszcze ktoś mi powie, że w USA żarcie to taniocha.
"ha! ha! ha!" jak mówił Alf.

Atmosfera zakupów zaskakująca.
Ludzie się do siebie uśmiechają. Co chwila zza półek słychać wybuchy śmiechu. Nie ma wyścigów do kasy. W kolejce do kas ekspresowych nie ma cwaniaków z wózkami pod sufit. No łał :) Zastawiłam wózkiem, na dłuższą chwilę, półkę z płynami do zmywarek (byłam skupiona na sąsiadniej półce z płynami do naczyń, bo mimo iż mamy zmywarkę, to jednak przyzwyczajenie drugą naturą). Uśmiechnięta blondyna w rozmiarze XXXXXXXL przeprosiła mnie za to, że mi chce lekko wózek przesunąć. Drugiej blondynie w rozmiarze XS zastawiłam wózkiem całą alejkę. Uśmiechała się jeszcze szerzej i serdeczniej. What a wonderful world!:)

A baton Mars nazywa sie tutaj Milky Way, buahaha, ale wymyślili!:)))

Aż mi było wstyd, kiedy wjeżdżając na miejsce parkingowe, które upatrzył sobie wczesniej ktoś inny, spodziewałam sie bluzgów z okna. Pan się miło uśmiechnął, machnął reką i znalazł inne miejsce. Oczywiscie nie wjechałam mu specjalnie, tylko byłam nie zauważyłam że też czeka!

jednym słowem: nice :)

cZWARTEK

A co wy tam jecie ???

Pytanie całkiem uzasadnione, jesli dotyczy rodziny żywieniowych popaprańców emigrujących do krainy legendarnie syfnego żarcia.
No więc dajemy radę.
Do tej pory kuchnia wydała takie dania jak: owsianka z mlekiem sojowym, penne z sosem pomidorowo-cebulowym, languini z pesto, chrupiące płatki na mleku ryżowym, zupę jarzynową, brokuły z wody, naleśniki z jablkiem i naleśniki z farszem z cebuli, pomidorów i ciecierzycy. Za chwilę dołączą muffinki owsiane z gorzką czekoladą.
Z braku blendera, dzisiejszy farsz do nalesników był made by widelec. Dało się.

Nie dotarłam jeszcze do sklepu sticte ekologicznego.
Wczoraj odwiedziłam market Safeway, gdzie obok standardowych rzeczy, na półkach sporo modnych tu produktów "organic". Są to organiczne odpowiedniki tego co w kazdym sklepie. Więc po bardziej wyszukane specjały musze sie wybrać do jakiegoś PCC, Whole Food, lub innej sieci sklepów eko. Będę polowała na mąkę żytnią (pieczywo trzeba zacząć produkować), mięso, oraz chętnie dam się zaskoczyć czymś czego jeszcze nie wymyśliłam.

bardzo brakuje mi tarki do warzyw!
IKEA mnie jutro nie ominie:)

prezentuję dzisiejsze naleśniki z białkiem w postaci cieciorki
+ akcent amerykański. Ketchup! Organic :)))
nieskromnie przyznam, że były przepyszne;)

[
farm6.static.flickr.com]


Dziecko w sklepie z cukierkami

To o mnie. W markecie eko.
Czyli znowu będzie o jedzeniu!

Pojechaliśmy dzisiaj obejrzeć jedną z dzielnic, którą od zawsze nam wszyscy polecają jako idealną do życia z dziećmi. Europa. Tutaj to juz kompletnie nie czujemy, ze jesteśmy w USA. Miejsce ok, ale o tym nie dzisiaj.
Przypadkiem trafiliśmy na otwarty, mimo Swięta Dziękczynienia, market Whole Food, czyli jeden z tych, z którymi wiązałam duże nadzieje. Od wejścia zrobiło mi się lepiej. Juz z daleka, mój radar podpowiadał mi, że nie wyjdę stąd z butelką wody mineralnej. Ach jak bardzo się nie myliłam! Nie wchodząc w nudne szczegóły, wyszliśmy obładowani- mięsem, mąkami, warzywami, rooibosem itd.
Mam mąkę żytnią na zakwas do chleba, trallala! Jutro wstawiam.
To faktycznie świetna dzielnica dla nas ;)


PIĄTEK

muffiny owsiano-bananowe z gorzką czekoladą:)


pierwsza próba z backing soda
ilość trafiłam
ale to jednak soda której nie lubię:/

no i niestety
brzuchy szwankują
dziewczyny okupują oba sedesy przez całą dobę

jedziemy oglądać kolejne domy

godz. 19.00
do góry nogami

19.00 sie zbliża, a ja moglabym iść spać
to juz standard
dziewczyny mnie budzą o 5.00, chodzą spac przed 19.00
ok, to nadal nie powód, żebym chodziła spać z kurami
zrobiłam sobie kawę i próbuję pracować
oczy na zapałki, co chwila odpływam
niech mi to już przejdzie, bo nie mam kiedy korzystać z życia bez dzieci
spokojnie popracować, popisać, poodpowiadać na maile, pw...no nie mam kiedy, bo śpię!
mięliśmy dzisiaj plan, żeby obejrzeć kilkanaście upatrzonych domów
cały dzień w domu :/
dziewczyny co chwila biegają na sedes. Zoja w pakiecie ma jeszcze gorączkę i się słania.
do bani. jeden dzień w plecy. a czas ucieka...
mamy 11 dni na kupienie samochodu i 3 tygodnie na rozpoczęcie przeprowadzki.
a tu jeszcze nagle weekend wyskoczył! kompletny brak wyczucia sytuacji...

10 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki, lub jak mawiają autuchtoni " krzyżują paluchi"

    OdpowiedzUsuń
  2. krąży taka urban legend- kto jedzie do usa- wraca gruby...;-)
    no i wam chyba to grozi;-)
    nic nie robicie tylko jecie;-)

    ja niestety już nie jem:( brownie się skończyło:(
    i już nie będzie.....

    OdpowiedzUsuń
  3. bede zagladac regularnie :)
    pozdrawiam!

    ps. mam nadzieje, ze dziewczyny wrocily do formy, u ans tez juz troche lepiej, bo A nawet zjadl sniadanie, ale nadal jest bez sil..

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale Wam zazdroszczę takiej radykalnej zmiany ! Trzymam kciuki za szybkie znalezienie mieszkania !

    Pozdrawiam
    Mateusz

    OdpowiedzUsuń
  5. zdrówka dla lalek! cieszę się z Twojego bloga. buzikof

    OdpowiedzUsuń
  6. Będę zaglądać!!!:)
    Buziak!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale masz, siostra wzięcie. Chyba na pulitzera idziesz :)
    Wypadł Ci gdzieś kawałek o zakupach i blondynie XXXXXXL. Tak tylko marudzę bo fajny był.
    Dziewczyny lepiej?
    Buźka dla wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  8. a faktycznie, nie ma o ma o kulturze w marketach, już dodaję.

    OdpowiedzUsuń
  9. baardzo się ciesze, ze się zdecydowalas. ponawiam tylko swoj apel o przepisy na te wszystkie Twoje pysznosci o ktorych piszesz ;-)
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak fajnie! Będę zaglądać:-)

    OdpowiedzUsuń