Pola skończyła wczoraj trzy lata.
Aż trzy lata, bo przecież dopiero co się urodziła.
Tylko trzy lata, bo przecież to niemożliwe, żeby kiedyś jej nie było.
Co roku, 26 marca, myślę o czym innym.
Wczoraj myślałam o tym śniegu, który sypał za oknem kiedy czekałam, aż zaskoczeni zimą lekarze dojadą do szpitala. Nie taki był plan. Przecież miała urodzić się na wiosnę. Słoneczną wiosnę! Dzień wcześniej, przed naszym stawieniem się w szpitalu, słońce grzało bardzo mocno. Szukając miejsca na ostatnią wyżerkę przed porodem i dietą, zdjęliśmy kurtki i spacerowaliśmy Chmielną ciesząc się pogodą.
A w nocy, nieoczekiwanie spadł śnieg. Leżałam na szpitalnym łóżku i co chwilę zerkałam, a to na kapiącą kroplówkę, a to na ten sypiący za oknem śnieg. I myślałam sobie, że ma dziewczyna poczucie humoru. Wszystko pięknie według planu, a potem na ostatniej prostej taki psikus.
I tak jej zostało.
Mały chochlik.
Przesłodki i przediabelny równocześnie.
A wczoraj w nocy, w Warszawie, też spadł nieoczekiwany śnieg:)
Nad tortem siedziałam do trzeciej w nocy.
Nie padła z wrażenia.
"o, świnka Peppa"
Fajnie, że przynajmniej zauważyła.