poniedziałek, 13 grudnia 2010

Now, we are friends

A tak się martwiliśmy brakiem znajomych w Seattle...

W sobotę, zmęczeni poszukiwaniem mebli idealnych, postanowiliśmy zmienić temat.
Samochód.
Chcieliśmy, tak zupełnie niezobowiązująco, odwiedzić paru dilerów i parę komisów, żeby zorientować się w naszych szansach na kupno na raty. Z brakiem historii kredytowej, mieliśmy mieć duże problemy. Tak mówili tubylcy. Wybraliśmy losowo pierwszego z brzegu dilera samochodów made in USA- Chrysler, Jeep, Dodge. A co! Europejskie, koreańskie i japońskie już znamy. Korzystajmy więc z dóbr regionalnych:)
Zajechaliśmy naszym wypożyczonym "chevy" i nim zdążyliśmy zatrzasnąć drzwi, w naszym kierunku szedł już John, z otwartymi ramionami. Marcin zabłysnął już w pierwszych sekundach:
-Witajcie, czego szukacie?
-Samochodu.
Gruby John zaśmiał się rubasznie i zagonił nas z deszczu do biura. Miły początek, a dalej było już tylko weselej. John, każdą naszą sugestię kwitował "ok, perfect!". Wszystko było perfect, dopóki John nie zaprowadził nas na parking. Nie będąc Amerykanką, nie czułam się w obowiązku zachwycania się wszystkim jak leci i postawiłam na szczerość. Wysiadając z kolejnych aut, mówiłam tylko "brzydki","śmierdzi","za duży", "za mały", "nie podoba mi się". I czekałam kiedy Gruby John straci cierpliwość. Był jednak niepokonany w swojej uprzejmości i "ok, perfect!". Jego ostatnim pomysłem na nasz samochód był srebrny Chrysler Pacifica. Wsiadałam bez przekonania, po tych paru poprzednich. Ale ten, o dziwo, ani nie był brzydki, ani nie śmierdział. A dodatkowo posiadał większość pożądanych przez nas cech. No i obowiązkowo dla mnie, jasną skórzaną tapicerkę! Mam swoje priorytety:)
Po kolejnej godzinie w biurze, poprosiłam o możliwość wypróbowania go na drodze. Auto super, ale prawie je rozbiłam na jakimś wirażu zaśmiewając się z opowieści Johna. Historia o przerażającym Rzymie, gdzie ludzie jeżdżą tak, że śni mu się to po nocach, była najlepsza. Nie wiedziałabym pewnie o czym mówi, gdybym nie zdążyła poznać kultury i spokoju na amerykańskich drogach. John też się uśmiał, kiedy mu opowiedziałam o moim pierwszym doświadczeniu z automatyczną skrzynią biegów:) Po dwudziestu minutach jazdy, wiedziałam że to to. I to było tak bardzo to, że nie miał znaczenia fakt, iż był to pierwszy z brzegu diler i pierwszy wypróbowany samochód. Rzadko mi się zdarza taka pewność, więc grzech było nie skorzystać. Teraz, John musiał po pierwsze przekonać Marcina, po drugie załatwić raty z dyrektorem finansowym. Pierwsze trwało 10 minut. Drugie prawie 2 godziny. Nie policzę ciastek które musiałam dać dziewczynom, żeby przeżyły i dały nam przeżyć kolejne godziny tam. Chociaż chylę czoła przed tym, jak właściciel zadbał o atrakcje dla dzieci w takim miejscu.
I wreszcie nastał moment, kiedy rozpromieniony John zaprosił nas do ostatniego etapu transakcji.
Dyrektor finansowy, miał w biurze zdjęcia żony i czwórki ich dzieci. Piegowatego blondyna, bladolicej brunetki i dwójki ślicznych mulatów. Sam wyglądał jak idealny mąż, ojciec i dyrektor. Mógłby przekonująco zagrać w amerykańskim filmie obyczajowym :) Śmiejąc się, zapytał czy John obiecał nam własnoręczne cotygodniowe mycie samochodu. Gruby John prawie spadł z krzesła. W czasie podawania Marcinowi kolejnych papierów do podpisania, Shawn zdążył też zapytać o imiona dziewczyn, pierwsze wrażenia z Seattle, przedstawić nam rodzinę na zdjęciach, wytłumaczyć wszystkie zawiłości umowy, warunków gwarancji i zapewnić, że z każdym problemem możemy się zwrócić do nich, ponieważ "now, we are friends". Ok, niech no mi się tylko zmywarka popsuje;)

Fura stoi pod domem. Jutro wieczorem, jak ubezpieczymy, będę się mogła wreszcie przejechać, juhuu!
http://lh3.ggpht.com/_VFbECEgBxdA/TQXdjO51euI/AAAAAAAAAD0/rGBdezAyn5I/s800/autoseattle.jpg

15 komentarzy:

  1. ha,ha,ha:))) Jasna skórzana tapicerka?;-D
    Aż się roześmiałam, bo ja mówiłam sobie: tylko nie jasna skórzana tapicerka:))) (ale ładnie to wygląda, nie przeczę:)
    Fura w wymiarach amerykańskich:) Fajna! Lubię Chryslery. Szerokich dróg - chociaż to chyba w pakiecie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. zaba, a w środku jaka cudna!:)

    Delie, mamy w nim trzeci rząd siedzeń.
    Jeśli wiesz co chcę powiedzieć;)

    OdpowiedzUsuń
  3. BTW, też bym kupiła coś amerykańskiego będąc na Waszymi miejscu. Robią dla siebie, muszą być dobre:) Kiedyś marzyłam o pewnym modelu Chryslera. Już ich nie produkują...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak nie wiesz, to ja muszę z J. pogadać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fju fju, ale bryka:) No i wiadomo, regionalne produkty są zawsze najlepsze:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluje! :)
    Chociaz jedna rzecz mozesz odhaczyc z Waszej "to do list" :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Agata - dobrze ze trzeci rzad jest... spokojnie teraz mozecie mieć trzecie dziecko ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezła fura :)
    Wrzuć sobie na bloga zegar z czasem ameryckim - będziemy wiedzieć, jak późno u Ciebie, albo jak wcześnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A co to za dziwny wihajster przy szybie za kierowcą? No wiesz, do czegoś się muszę przyczepić, żeby mnie zazdrość nie wzięła... Cudny jest, pewnie lepiej by pociągnął po naszych milanowskich śniegach po pas niż nasza cytrynka...

    OdpowiedzUsuń
  10. ten wihajster, to zabezpieczenie u dilera na parkingu:)
    my tego juz nie mamy.
    no pewnie by pociągnął, bo ma napęd na cztery kopyta;)

    OdpowiedzUsuń
  11. No dzisiaj to by się taki przydał :-) Kolejny paraliż na drogach :-P Zima, Jago, zima :-)) Pięknie jest, biało, mroźnie.

    Uwinęliście się już z zakupami meblowymi? A jak samochodzik się sprawuje? Jasna tapicerka nadal jasna? :-P

    OdpowiedzUsuń