Nawet na Kamczatce bym te jajca wymalowała!:)
Nie ma pisanek malowanych woskiem- nie ma świąt, koniec kropka.
Nie powiem, że było łatwo ze zgromadzeniem sprzętu, ale udało się jakoś. Najwięcej sklepów zaliczyłam w poszukiwaniu płytki na palnik. Na drugim miejscu szpilki z grubymi łebkami i tu niestety sukces połowiczny, bo łebki były tylko plastikowe, a nie szklane. O barwnikach to już nawet nie mówię, bo to kompletnie nie to. Ale jak widać na zdjęciu powyżej, jaja malowane woskiem są!
Pierwszą moją pisankę woskową zrobiłam mając sześć lat. Była granatowa w kolorowe kropki. Mamo, pamiętasz ją?:) Nic dziwnego, że zapach wosku, a dokładnie stopionej stearyny, to dla mnie zapach Wielkanocy. Nawet w Maroku przez parę lat kombinowałyśmy te pisanki. Tam, miały one wyłącznie odcienie fioletu, bo jedyną farbką był ołówek kopiowy. Dosyć długo nasz jajka miały wzory tradycyjne, takie jak ta fioletowa na dole, po środku. Przełomem we wzornictwie było pokazanie woskowej techniki cioci Irence (to ta od lampek mandarynkowych). Tchnęła nowe życie w nasze nudnawe już jajca i z rozmachem godnym jej temperamentu zapoczątkowała mazy, czyli takie czupiury jak na ostatnim dzisiejszym jajku. Potem, z roku na rok przybywało nam wzorków i pomysłów. Moim ostatnim odkryciem jest malowanie białego jajka woskiem o różnych odcieniach brązu, czyli różnym stopniu przypalenia. Daje to taki efekt jak np ta biała w górnym rzędzie...hmmm...chyba jej jutro domaluję coś czarnym już woskiem. Po irenkowych czupiurach, kolejną rewolucję wprowadziła pare lat temu moja siostra, która odkryła że woskiem pszczelim maluje się o niebo lepiej niż stearyną. Oj tak, zupełnie inna jakość kreski:)
Bardzo miło wspominam zeszłoroczne malowanie jajek, do spółki z ulubionym sąsiadem. Bardzo dobrze nam szło na początku, a potem kreseczki coraz krótsze i krzywsze, a kolory jakieś mało przemyślane...poszła butelka Tokaja, oj dobry był:)
To tyle wspomnień, a teraz technologia, którą tu komuś parę dni temu obiecałam.
Uprzedzam, że opis prostuje zwoje, ale w praktyce jest to naprawdę nieskomplikowane.
Chciałam dla ułatwienia dodać zdjęcia, ale instrukcja obrazkowa jest niepełna, bo malując jajko, zabrakło mi dwóch rąk do trzymania aparatu, sorry:)
Średnią pokrywkę od słoika stawiamy na metalowej płytce na najmniejszym ogniu, żeby wytopić z niej gumę, która jest w środku. Nie ma wybacz, musi śmierdzieć. Jak sie stopi, sczernieje i zabija smrodem palonej opony, zdejmujemy (np widelcem)i wywalamy.
Na gotowej pokrywce roztapiamy kawałki stearyny z białej świeczki, albo lepiej, wosk pszczeli.
Wosk dłużej trzyma temperaturę, dzięki czemu kreska jest dłuższa, wyraźniejsza i ma się moment dłużej na jej położenie, więc jest staranniejsza. W wosk można się zaopatrzyć u znajomego pszczelarza, lub kupić w sklepie zielarskim świecę z naturalnego wosku (ja kupiłam dzisiaj świecę, bo jeszcze się z żadnym okolicznym pszczelarzem nie zaprzyjaźniłam)
W kredkę/ołówek wbijamy szpilkę ze szklaną dużą główką. Plastikowe łebki topią się w wosku.
Można malować tez metalowym łebkiem, ale kreska jest wtedy cieniutka i mniej efektowna.
Jaja muszą być: surowe, czyste, ciepłe (na jajkach z lodówki wosk się nie trzyma)
Rozrabiamy w szerokich szklankach/słoikach farbki do jaj. Pół szklanki ciepłej wody na jedną-dwie saszetki farbki + łyżka octu.
Wosk musi parować, a końcówka igły być dobrze nagrzana w wosku.
Maczamy szpilkę raz i szybko robimy jedną kreskę/kropkę/ czy co tam sobie wymyśliliśmy. Maczamy znowu i kolejna kreska. I tak pyk-kreska, pyk-kreska, pyk-kreska...
Im cieplejszy wosk i lepiej rozgrzana szpilka, tym dłuższe linie możemy zrobić.
Przed rozpoczęciem, obmyślamy jak ma nasza pisanka wyglądać.
Weźmy np tę moją fioletową w pomarańczowo-białe wzorki.
Najpierw namalowałam połowę rysunku na białym jajku.
Potem włożyłam jajo do pomarańczowej farbki.
Po zafarbowaniu i wysuszeniu domalowałam resztę wzoru.
Na koniec włożyłam do fioletowej i wyszło co wyszło, czyli fioletowa z biało-brudnym obrazkiem. Wosk ciemnieje z czasem i nie widać kolorów pod nim.
oto etapy powstawania tegoż jaja:
Żeby wydobyć spod ciemnego wosku pomarańczowe kreski, trzeba ten wosk zmazać.
Pisankę przykładamy na moment do płomienia z palnika i szybko zmazujemy wosk papierowym ręcznikiem, fragment po fragmencie, przykładając do ognia co chwila. Trwa parę minut, ale lepsze to niż zdrapywanie pazurem. Poza tym rozcierany na jajku wosk utrwala nam farbki.
Na koniec nadajemy pisance błysk kroplą oliwy.
Pozostaje nam już tylko wydmuchanie jajka, czyli festiwal najgłupszych min w roku.
Marcin próbował mi dzisiaj robić zdjęcie w tych kompromitujących okolicznościach...mam nadzieję, że nikt tego nie obejrzy:)