środa, 1 grudnia 2010

tajemnice miasteczka Twin Peaks...

Dzisiaj o 11.00 dojechałam do Ameryki.
Airbus A330 nie miał takiej mocy jak wypożyczona Kia Soul;)

Odwiozłyśmy rano Marcina do biura. BTW, to skandal, że on musi pracować, kiedy nam inni sprzątają sprzed nosa najlepsze domy i samochody. Ale podobno czasem musi.
Czułam lekką ekscytację, bo jechaliśmy do Snoqualmie. Czyli miejsca akcji Miasteczka Twin Peaks. Ja nie wiem co było takiego w tym serialu, że po dwudziestu latach, na samo wspomnienie czołówki i muzyki, mam ciary i chęć schowania głowy pod koc.
Trasa, z kilometra na kilometr, coraz bardziej widokowa. Kolorowe jesienne lasy, w tle ośnieżone góry i białe chmury ścinające wierzchołki drzew. Wjeżdżając do miasteczka, już kompletnie zapomniałam o Laurze Palmer i o tym, że miałam drżeć z podniecenia i strachu. Przepiękne miejsce. Nareszcie poczułam że jestem w Ameryce. Nie wiem dokładnie co tam jest takiego, ale taka była moja pierwsza myśl. Pamiętacie ten wodospad z czołówki Twin Peaks? Szybko wyrzuciłyśmy Marcina pod biurem i pojechałyśmy zobaczyć to z bliska. Snoqualmie Falls. Już z parkingu słychać było potężny szum wody. Kilkanaście metrów przed tarasem widokowym musiałyśmy założyć kaptury na głowę, żeby nie zmoknąć od mikroskopijnych kropelek wody. Do tej pory nie rozumiem skąd ten "deszcz", bo sam wodospad był bardzo daleko. Jak już doszłyśmy do punktu, z którego widać było wodospad, prawie straciłam przytomność. Odezwała się moja fobia i lęk przez rzeczami ogromnych rozmiarów. No bardzo zabawnie by było, gdybym tam padła plackiem ku przerażeniu dziewczyn. Policzyłam do dziesięciu, wzięłam głęboki oddech i udawałam, że mnie to nie rusza. Nogi miałam jak z waty. To było coś porażającego. Wysokością wodospadu, głębokością koryta rzeki. Wszystko tak wielkie...jak na Amerykę przystało:) Ok, jest to piękne miejsce. Ale ja nawet nie umiem o nim myśleć, bo przeraża mnie pięć razy bardziej niż Laura Palmer, jej pamiętnik i całe miasteczko razem wzięci.
Szkoda mi było jednak wracać od razu do Seattle, więc pojechałyśmy na przejażdżkę w góry. Kręta, wąska droga, po obu stronach gęsty las. I coś niebywałego, czego nie widziałam nigdzie indziej. Całe pnie i gałęzie drzew porośnięte zielonym, niemal fluorescencyjnym, mchem. Robiło to wrażenie filmu science-fiction. Im dalej, tym bardziej nieswojo mi było, więc zawróciłam do Snoqualmie, żeby poszukać słynnej Twede's Cafe i przypomnieć sobie po co tam przyjechałam.

no i znowu nie mam zdjęć i muszę Wam polecić google oraz hasło "Snoqualmie"...

11 komentarzy:

  1. Po 20 latach od obejrzenia serialu mam tak samo. Nawet będąc tutaj;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Będę pewnie jedyną tutaj, która nie obejrzała nawet 1 odcinka;) Próbowałam ale nudziło mnie okrutnie
    Za to Twoją opowieśc chłonę po prostu i ciągle czuję niedosyt :) buuuuuuuzi

    OdpowiedzUsuń
  3. :)))
    pisz Jago, pisz :)))
    Angie

    OdpowiedzUsuń
  4. nie jesteś jedyna, magda! ale google pomógł wczuć się w nastrój! na zdjęciach wygląda to niesamowicie, a co dopiero na żywo - można mieć nogi z waty z samego wrażenia :)
    buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. widze to wszystko twoimi oczami .... ale bardzo bym chciala miec okazje kiedys zobaczyc wlasnymi. No i Ty sie przypadkiem do Niagara Falls nie wybieraj w takim razie ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. znalazłaś Twede's Cafe???
    zrób zdjęcie chociaż telefonem...
    jago! wspaniale się ciebie czyta:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam tak samo na samo wspomnienie o "Twin Peaks"
    No i zdjęcia, koniecznie zdjęcia!:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. I tak bez zdjęć? Nie liczy się! :)

    Świetnie się Ciebie czyta - aż dziw, ze talent Ci się dopiero teraz ujawnił ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. KaHa- wcześniej nie było okazji:)
    ja akurat tez to zauważam u siebie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. bo Wam przypomnę moje soczyste opisy szpitalno-porodowe:)
    przyznaję się. wczoraj po prostu zapomniałam aparatu.
    ale dopóki nie kupie porządnej lustrzanki, to ze zdjęć wielkie nici.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń