środa, 13 kwietnia 2011

wielkanocny falstart

Pojechałam dzisiaj, pełna nadziei, do polskiego sklepu.
Nadzieja dotyczyła farbek do jaj i nasion rzeżuchy.
Jeszcze nigdy się tam tak nie rozczarowałam. Ani jednego, ani drugiego! Nawet żur w butelce mnie nie pocieszył. I jeszcze panie ekspedientki, Polki 50+, wypytywały co to jest ta rzeżucha, co się z nią robi i po co. Pfff...
Przecież ja muszę zrobić woskowe pisanki! Bez nich nie ruszą Święta! Z rozrzewnieniem oglądam zdjęcia zeszłorocznych i jeszcze wcześniejszych.




Zapach wosku roztopionego na pokrywce od słoika, to przecież zapach naszej Wielkanocy.
No nic, najwyżej spalę wosk i zrobię ciemne rysunki na jasnych jajkach. Jakoś dam radę.
Kupiłam nawet tutejszy barwnik spożywczy, na próbę, ale czuję, że jestem bez szans. Mam jeszcze resztki nadziei związane z sobotnim kiermaszem wielkanocnym, organizowanym przez Dom Polski. Wreszcie tam zawitamy. Jak nie spotkamy rzeżuchy i farbek, to może chociaż kogoś z kim będzie można, po polsku, ponarzekać na ich brak :)

25 komentarzy:

  1. Trzeba było powiedzieć wcześniej wysłałabym Ci rzeżuchę, mam jeszcze z Polski oraz tutejszą też kupiłam, sprawdzę która lepsza;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie wrzuciłam oba hasła na amazona z nadzieją, że będę mogła poratować Ciebie jakimś linkiem. NIC! Nothing. Zero. Null. Może więc farbowanie naturalne - łupinki od cebuli, buraki, etc.? U nas sprawdza się każdego roku. Z rzeżuchą będzie trudniej, bo szczypiorkiem jej nie zastąpisz ;) A może? W akcie desperacji?
    Trzymam kciuki za ten sobotni kiermasz! A pisanki na zdjęciach piękne! Zazdraszczam talentu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Patrycja, gdybym ja wiedziała, że nie mam, to wiesz:)
    Ale ja pamiętam doskonale, że pakowałam i rzeżuchę i te nieszczęsne farbki. Tak jak i parę innych rzeczy, których nie znalazłam w walizkach:/
    Może się jeszcze pobawię w naiwną i poszukam tej rzeżuchy w jakimś tutejszym ogrodniczym:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewa, cebula etc. to inna bajka:)
    Takie też będą:)
    Ale to się nie nadaje do woskowych pisanek. to musi być farbka.
    Ma się te wymagania, hę ?:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dorzucić do paczki? Ale jest ryzyko że dojdzie na lipiec:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh maman, Delie, jakiej paczki?:)
    no tak, przesyłki do Ciebie lubią iść 3 miesiące. Wyluzowane rekordzistki:)

    OdpowiedzUsuń
  7. dlaczego nie ma żadnej z moich pisanek?

    podpisano fochna

    OdpowiedzUsuń
  8. Delie wariatko:)

    Ulek, a wydmuchane były, czy myślałaś że "zbuki" przechowuję po szafkach?:)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Wydmuchane zbuki.
    Moja sis!

    OdpowiedzUsuń
  10. wersja "wydmuchany zbuk" nie istnieje na 100% !
    weź nie przy jedzeniu, co? i to ptasiego mleczka:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. sistek, ja pytałam czy mi wydmuszki zostawiłaś:)
    bo jesli nie, to ja zbuków nie trzymam :P
    zresztą żadnych już nie ma, bo tych pierwszych mi sie dmuchać nie chciało i zdechły, a drugie Pola koncertowo zrzuciła za szafę. Och jak łkała nad skorupkami...:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zastanawiam się gdzie są wydmuszki, które u Ciebie malowałam...

    OdpowiedzUsuń
  13. nie mam szafy za którą mogę zajrzeć:)

    OdpowiedzUsuń
  14. a jak sie robi woskowe pisanki?

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudne!!!
    I Ty je SAMA?

    No, no...

    Wiesz, że ja nigdy nie próbowałam z woskiem? W tym roku chyba też się nie odważę - no chyba że znajdę 'przepis' na jakąś ultra uproszczoną wersję ;-) bo takie coś to żmudna robota, oj żmudna...

    Jak wiesz, u nas nad wielkanocnymi jajami znęca się moja Mama ;-) i to przy pomocy wiertła dentystycznego... Mój udział ogranicza się do farbowania ich w cebuli ;-) albo paćkania farbami, hehe!

    PS Posadź owies ;-) zamiast rzeżuchy... Też świąteczny!

    OdpowiedzUsuń
  16. Maggie, przeca byłam u Ciebie na opowieściach wielkanocnych:)
    (zostawiłam Ci tam namiar na klawiszki)

    Pisanki woskowe to żadna żmudna robota:)
    to jest wręcz bardzo proste.
    Ula i Delie potwierdzą, bo były u mnie na warsztatach pisankowych w czasach naszej młodości:))
    gdzieś kiedyś opisywałam całą technologię. Muszę to odnaleźć.
    dodam foty z tegorocznej produkcji i będzie przepis. tutejsze barwniki spożywcze z cukrem nie dają tego samego efektu, ale jakiś jest, próbowałam wczoraj.

    OdpowiedzUsuń
  17. To że byłam na warsztatach o niczym nie świadczy, bo nawet jak patrzyłam, jak to robisz, to nie wierzyłam, że to możliwe.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Uuuuuulaaaaaa!
    chodź tu i powiedz, że to prosta sprawa, bo Delie ma chyba pomroczność:)

    OdpowiedzUsuń
  19. to na proste nie wygląda.... to ja czekam na technologię :)))

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja też chcę wiedzieć jak. Chcę również wiedzieć gdzie ja byłam kiedy Wy uczyłyście się takich rzeczy. Że też ja nie poznałam Cię sto lat. Life is so unfair!

    OdpowiedzUsuń
  21. Kasia, to dlatego że nie miałaś pryszczy, ani nie byłaś kwasomaniaczką :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ale miałam inne dobre cechy! Ale one nic nie dają :P

    OdpowiedzUsuń
  23. To przeca dopisałam 'jak wiesz...' ;-)))

    Klawiszków nie było dzisiaj :-( Ale mają być!

    OdpowiedzUsuń