sobota, 29 stycznia 2011

Nowy Storydż

Nie każdy mój zaplanowany zakup kończy się taką klapą jak historia z odkurzaczem:)

Nie lubię mebli z określonym, konkretnym przeznaczeniem. Owszem, spać lubię na łóżku i jeść przy stole. Ale stolik pod telewizor, szafka łazienkowa, półka na CD czy stolik kawowy, to rzeczy które omijam szerokim łukiem. Podobny stosunek mam do szafki na buty. Co prawda, mięliśmy już wybrany ten specjalistyczny mebel. Ale ile razy byliśmy w Ikea, tyle razy o nim "zapominałam". Jednak bardzo nam brakowało tego czegoś co uporządkowałoby nam przestrzeń przy wejściu do domu. Zresztą zaczynał mnie już drażnić rząd kaloszy w livingu. Przy jednej ze stu pięćdziesięciu wizyt w Ikea, zobaczyłam mebel, który byłam skłonna postawić w korytarzu. Po przemyśleniu i przedyskutowaniu, okazało się, że będzie idealny. Mało tego, był akurat przeceniony o 40 procent!:)  Musieliśmy jednak zmierzyć korytarz, żeby mieć pewność że się zmieści. Nie kupiliśmy więc tego storydżu od razu. Pojechałam po niego sama, pewnego poniedziałkowego wieczoru...

Wpadam do Ikei 30 minut przed zamknięciem. Poza storydżem mam jeszcze parę drobiazgów na liście. Zdążę. Muszę tylko sprawdzić czy mój przeceniony mebel jest jeszcze dostępny i pod jakim numerem leży w magazynie. Po drodze wrzucam do żółtej torby koce i poduszki do przedszkola, jakieś gary i inne pierdoły. Ale cały czas w nerwach, czy mój storydż-idealny-w-to-miejsce jeszcze stoi. Jest! Trallala! Na wystawce stoją nawet dwa. Mam numerki! alejka 50, półka 25... "informujemy klientów, że IKEA jest dzisiaj czynna do 21.00. Prosimy o dokonywanie ostatnich wyborów. za 10 minut zamykamy sklep". Proszę pana, ja mojego wyboru dokonałam tydzień temu i już zaraz będę przy kasie. Biegnę z żółtą torbą po wózek na większe paczki. 46, 48, jest 50. Lecę na koniec alejki pod numer 25. Jest 25, ale półka pusta! Nożeszto! Trudno no. Jakoś przeżyję. W połowie alejki mijam parę. Słyszę, że też szukają półki 25. Chcę ich przygotować na przykry widok pustej półki i uprzedzam że tam no more tego storydżu. Im też smutno. Za chwilę będzie smutno jeszcze jednym. Ale żadne z nas tak łatwo nie odpuszcza. Pierwsza zaczepiam wysokiego przystojnego kawowego i pytam o mój storydż. No tu obok, półka 25. Informuję go, że no more. Zaprasza mnie do komputera i zaczyna klikać. W tym czasie, dwie pary poszukujące podchodzą do sąsiednich komputerów ze swoimi doradcami. Mój pierwszy widzi w systemie, że no more i chyba już nie będzie. Tamci też już wiedzą i odchodzą. Ale nie nie nie, ja się tak łatwo nie dam. A czy nie mogę kupić tego storydżu, który stoi na wystawie? Wysoki kawowy dzwoni. Gada, gada, gada. Pyta mnie czy widziałam. Widziałam nawet dwa! Dalej gada gada gada. Odkłada słuchawkę i już wiem co usłyszę. Niestety, "ona" się nie zgadza. Nie mogą w tej chwili sprzedać niczego z showroomu. Takie przepisy. Ja z przepisami w tym kraju się kłócić nie zamierzam! Więc robię tylko smutną minę, ślicznie dziękuję, życzę kawowemu bardzo miłego wieczoru i idę do kasy. No nic, znajdziemy inny idealny. Już dochodzę do taśmy, kiedy nagle staje koło mnie lekko zziajany kawowy i mówi, że on jeszcze raz pogadał i "ona" mi jednak sprzeda ten storydż. Really? Really?! O thank you so much! Jest warunek. Muszę w ciągu 3 minut wrócić na dział sypialnie z dużym wózkiem. Kawowy każe biec za nim i pokazuje mi gdzie stoją te wózki. Dziękuję mu jeszcze trzy razy i biegnę z powrotem. Za szybko, bo gubię torebkę, z której wypada mi komórka w trzech kawałkach. Zbieram, wrzucam kawałki do torebki i pędzę dalej.  W tym momencie słyszę z głośników znaną mi już pożegnalną piosenkę Goodnight Sweetheart Goodnight. Szit, gdzie ten cholerny dział sypialnie?! Znam tu już przecież wszystkie skróty. Sklep pusty, kołysanka znacząco rozbrzmiewa, a ja biegam z tą platformą na kółkach i już widzę jak mi storydż przepada. Jakaś pani w żółtym wdzianku układa poduchy. Pytam którędy na sypialnie. Zabija mnie wzrokiem i informuje, że sklep już zamknięty. Jasne. O 21.00 ich lukrowana uprzejmość i amerykański uśmiech idą spać. Ale tam czeka na mnie ktoś i mebel! Z łaską pokazuje kierunek. Odkrywam, że na tej platformie można jak na hulajnodze. Tak jest szybciej, ziuuuuuu. Uff, są sypialnie! Krzątają się trzy "one". Podbiegam do najstarszej. Wie o co chodzi, czyli to "ona". Pokazuje mi mój storydż i idzie do komputera wydrukować jakąś specjalną kartkę dla kasjera. Wręcza mi ją, ja jej bardzo bardzo dziękuję. Odchodzi, a ja stoję i nie wiem co mam zrobić. Ja tego nie jestem w stanie oderwać od ziemi! Stoję jak ta sierotka i nagle wyrastają przede mną równie spóźnieni Romeo i Julian. Pytają czy pomóc. Really? Really?! Nie bez wysiłku podnoszą mój storydż i kładą na platformę. Biegnę slalomem między meblami, zaliczam wszystkie możliwe skróty do kasy, ledwo dyszę. Oby mnie jeszcze w tej kasie obsłużyli, bo ta akcja przecież się drugi raz nie uda. Przez mózg przelatuje mi myśl "jak ja to do samochodu włożę?". Pomyślę o tym później. O, w kasach jeszcze czekają na klientów, bo chłopak uśmiechnięty i pyta jak leci. Leci. Pot po plecach. Ale mówię, że goooood. Szkoda, że to nie sieć marketów QFC, gdzie zawsze przy kasie pytają czy potrzebuję pomocy przy zapakowaniu zakupów do samochodu... Kupiłam. Mam mój idealny-w-to-miejsce storydż. Idę w kierunku parkingu bardzo powoli, bo raz że już nie mam siły, dwa muszę odbyć jednoosobową burzę mózgu. Trudno, najwyżej zostawię storydż na parkingu. No jeśli go nie ruszę, to nie ruszę. W końcu już mi się i tak tak dużo udało, że mogę mówić o sukcesie. Wychodzę na parking, a tam pusto. Żywej duszy. Nikt mi nie pomoże. A przepraszam, stoi jeden samochód. Żółte, sportowe Porsche. Przy nim pani, dobrze po siedemdziesiątce. Usiłuje upchnąć relingi do zasłon. No niestety, ale one są dwa razy dłuższe od samochodu, nie ma szans. "Mamy podobny kłopot, proszę pani" myślę sobie, próbując się jakoś pocieszyć i oderwać na chwilę od własnego problemu. Ok, jej się udało. Relingi wystają przez okno z półtora metra w górę. Ale ona przynajmniej zabierze swoje zakupy do domu... No dobra, chociaż się połudzę, że i mnie się to uda i zaczynam robić miejsce na ten cholernie długi storydż. Odpinam fotelik Poli, składam siedzenie, przerzucam rzeczy z bagażnika do przodu. I już się śmieję sama do siebie, bo wiem, że to wszystko na darmo. Nie podniosę nawet jednego końca tego mebla, a co dopiero wrzucić go do tak wysokiego auta :) Wynurzam się z samochodu, bo zrobiłam w środku już wszystko co mogłam. Obok mnie stoi pani od żółtego Porsche i się uśmiecha... Chyba ci pomogę, bo jesteśmy ostatnie na tym parkingu. Really? Really?! Ale jest pani pewna? Bo to jest bardzo ciężkie. Nikt inny ci nie pomoże, więc muszę dać radę.  Trzy minuty później mam mój storydż idealny w samochodzie. Nawet bagażnik się zamknął. Pani pyta skąd jestem. Z Polski. Aaaa, byłam kiedyś w Holandii! Nie tłumaczę jej już że Poland i Holland to dwa różne kraje. Jest taka miła i tak bardzo mi pomogła. Wzruszona, dziękuję jej najpiękniej jak umiem. Wsiadam za kierownicę i przez 5 minut śmieję się do kierownicy. Nie wierzę, że mi się to wszystko udało!

bardzo sobie cenię to moje szczęście do ludzi:)

A ten kawałek będzie mi się juz zawsze kojarzył z IKEA Seattle.

19 komentarzy:

  1. Nas tez niedlugo czeka zakupienie storydzy w zwiazku z przeprowadzka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. to koniecznie sobie wrzuć na ajpoda tę kołysankę. bardzo relaksuje przy opuszczaniu sklepu:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. u nas nie puszcza sie kolysanek w ikei tylko mikrofon wrzeszczy- Drodzy klienci, wypierdalac :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja składam zażalenie!
    Bo na sam koniec tej dynamicznej i mrożącej krew w żyłach opowieści brakuje jednego, maciupkiego drobiazgu...zdjęcia storydża! I po co było to całe budowanie napięcia;-)?
    Zdjęcia domagam się go kategorycznie;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nana, weź ten storydż zdobyczny pokaż! Umiesz budować napięcie Kochana:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Patrycja ujęła w słowa moje myśli słowo w słowo. Tak się nie robi, no!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nana, no TO jest story!!! Najlepsze story o storydżu!!! Wow!

    OdpowiedzUsuń
  8. wiedziałam
    myslicie, że dlaczego go nie pokazałam?:))))
    bo nie ma czego pokazywać, hahaha! ot, zwykły niski mebel z czterema szufladami. na tyle niski,ze dziewczyny mogą usiąść. gdybym go pokazała, to dopiero bym Wam odbiór zepsuła! nie chcę, żebyście się po lekturze pukali w czoło:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Noo, to teraz to już MUSISZ go pokazać:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Patrycja, sama tego chciałaś! :))
    http://www.ikea.com/us/en/images/products/malm--drawer-dresser-white-stained-oak__0107510_PE257192_S4.JPG

    OdpowiedzUsuń
  11. Noo kochana, storydż jak się patrzy! Nie wiem jak inni, ale ja jestem usatysfakcjonowana, teraz ta historia jest kompletna:D

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja myślałam, że jest biały i metalowy;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Patrycja, a co miałaś napisać?:)
    Delie, to jeden z niewielu niebiałych w naszym domu. zaskoczyłam Cię!:)

    OdpowiedzUsuń
  14. przy pani z relingami płakałam ze śmiechu! Wreszcie się doczekałam historii o storydżu! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Sis, Ty nie płacz, bo Ci nie opowiem jak byliśmy dzisiaj w szpitalu:)

    OdpowiedzUsuń
  16. w jakim qr... szpitalu????????

    OdpowiedzUsuń
  17. a juz myslałam że to Neverending Story;-)

    bałam sie czytać, ze juz siedzisz z storydżem w aucie, bo bałam się, że klucze ci wypadły z tej torebki i zostałaś na parkingu ze tym pudłem na noc:)
    a tu jednak happy end- jak w amerykańskim filmie:)

    OdpowiedzUsuń